wtorek, 21 sierpnia 2018

złote skarpetki i latający dywan

Zawsze trzeba mieć oczy dookoła głowy. Niewinny spacer z psem może wiązać się z kolejną zmianą
w mieszkaniu. Gdy nagle twoim oczom ukaże się on... i już wiesz, że masz tylko chwilę na zorganizowanie pomocy i zabranie go do domu. Zawistne spojrzenia już rzucają w twoja stronę tak samo szaleni przechodnie jak ty. Zarażeni miłością do staroci i odnawiania, gotowi wyrwać ci zdobycz z rąk jeżeli szybko nie zaklepiesz, że to twoje i tylko ty zaopiekujesz się tą meblarską perełką.
A kto się spóźnia ten traci. 
Także mąż choć niechętnie zaoferował swoje mięśnie i przytaszczył mi to cudo do domu, a potem się zaczęło ciągłe szukanie, bo gdzie ma błyszczeć ta perełka. 
Stanęło na przedpokoju. Teraz tylko porządne czyszczenie i leciutkie naprawy. Zdecydowałam się zostawić go w jak najmniej zmienionej formie. Tylko nóżki trzeba było lekko odświeżyć. Szczerze powiedziawszy nie miałam siły na porządne ich naprawianie. Zdecydowałam się, więc na przykrycie uszkodzeń złotą farba w sprayu i tak powstały błyszczące skarpetki. Nawet mąż przyznał, że warto było go taszczyć do domu, bo skubaniec świetnie tu wygląda. 
Zwłaszcza jak wylądował przed nim nasz nowy latający dywan (zakupiony razem z tym z dużego pokoju w TK Maxx).
Bardzo lubię ten nasz retro kącik, Kodi również:)








Trzymajcie się i do następnego :)

niedziela, 12 sierpnia 2018

taka nowość


Jak większość osób piszących o swoich przygodach (bardziej lub mniej poważnie) z urządzaniem własnych  czterech kątów, jestem wielką zwolenniczką poszukiwania łupów na olx.
Mam kilka perełek, które tam właśnie upolowałam. 
Nawet psa mam z publikowanego tam ogłoszenia :)
Pamiętacie mój piękny, kolorowy kilim? On też został tam upolowany i kocham go bardzo, ale od początku miałam z nim problemy. Uporałam się z plamami, zaszyłam kilka pęknięć, a ostatnio  doszyłam też frędzle na jego końcach. Niestety po pewnym czasie zaczął się rozłazić w kilku miejscach. Co chwilę musiałam go zszywać i ratować. Frustrowałam się strasznie. W końcu się poddałam. Zapakowałam go w worek i do szafy, poczeka tam sobie na lepsze czasy, może kiedyś po dopieszczeniu znajdzie swoje miejsce na ścianie. Na podłogę już nie wróci, jest już stary i bardzo  delikatny.
Do niego trzeba podchodzić z szacunkiem:) 
Po domknięciu drzwiczek szafy zaczęło się wielkie poszukiwanie, co w zamian? Wiedziałam, że przy ograniczonym budżecie, łatwo nie będzie. Wiedziałam też, że ma to być kilim we wzory, najlepiej
z odrobiną różowego i pomarańczowego. 
Nie uwierzycie, ale znalazłam coś co spełniło moje kryteria w 90 %. Po pierwsze cena to 170 zł (mieścił się w budżecie), po drugie mamy upragnione wzory, a po trzecie jest i róż. Pomarańczowego mi brakuje, ale mam już pewien plan, jak się przyjrzycie to we frędzlach już dodałam kilka pomarańczowych i różowych nitek:) 
Najlepsze jest jednak to, że kupiłam go nie wychodząc z domu, przez telefon. 
Wyglądało to mniej więcej tak:
dzwonię do siostry:
- hej Ola jedziemy do M1? -wyskoczyłam z propozycją
- haha, ja już tu jestem:)
- ooo to może zajrzyj mi do TKMaxxa, czy pojawiło się coś ciekawego na dywanach
- ok wyślę ci mmsa.
Kilka zdjęć później decyzja zapadła i siostra zakupiła dla mnie to cudo:)
Mało tego, dodatkowo wybrałam też wzorzysty chodnik do przedpokoju, ale jego pokażę Wam innym razem, tam też zaszły duuuże zmiany. No dobra uchylę rąbka tajemnicy... znienawidzona szafa usłyszała wreszcie pa pa;)

Trzymajcie się i dajcie mi znać co myślicie o nowym kilimie:)
Pozdrawiam J.