środa, 24 stycznia 2018

rozjaśniam

Jakoś tak ostatnio wzięło mnie na metamorfozy i każda zmierza tylko w jedną stronę, a mianowicie rozjaśniam. Wszystko co ciemne i smutne chcę przemalować. I tak ofiarą moich silnych pragnień rozweselania świata padł teraz stolik kawowy. Jego historię chyba wam już opisywałam, oczywiście został upolowany i odrestaurowany. Do tej pory pamiętam jego zapach, niebrzydki, ale jednoznacznie kojarzący się z zakrystią. Kadzidło i te sprawy. Został wówczas porządnie zeszlifowany i pomalowany na ciemny odcień (rustykalny dąb). Sprawdzał się u mnie długo, ale ostatnio biedaczek stale przyciągał mój wzrok i znowu poczuł szorstkość szlifierki. Po wielu, wielu, wielu godzinach szlifowania
i wyrzucania sobie, że jak zwykle się wkopałam i po co mi to było (brzydkie słowa z grzeczności pominę) delikatnie go przetarłam białą bejcą i polakierowałam z połyskiem. Teraz lepiej pasuje do ukochanego kilimu.
Na poniższych zdjęciach zauważycie jeszcze dwa silnie przyciągające wzrok elementy.
Pierwszy to futrzana poduszka, tak jest różowa. To przejaw mojego nowego zaburzenia. Ciężko mi się do tego przyznać, ale na nowo pokochałam róż. Boję się, że wpadnę w maleńką obsesję, no ale będziemy się martwić później.
Drugi przyciągający wzrok element to mój psiak Kodi Kodiński. Naprawdę nie chciałam, żeby był na prawie każdym zdjęciu, ale nie da się go wykurzyć. Chłopak kocha aparat i marzy mu się wielka kariera w mediach społecznościowych;) Musicie mu wybaczyć to parcie na szkło.

Co myślicie o tej przemianie?












poniedziałek, 15 stycznia 2018

żegnamy czerń, witamy zieleń

Tak wiem, nadal wymaga dopracowania.
Zapewne zauważyliście wszystkie niedociągnięcia, ale specjalnie ich teraz nie wyliczę, aby nie  zwracać na nie waszej uwagi. Jestem ich świadoma i już wkrótce je poprawię.
Obiecuję:) Jedak najważniejsze już za mną, a mianowicie zmiana koloru.
 CZERŃ ZNIKNĘŁA!!!
I tutaj wszyscy słyszymy fanfary na cześć nowego koloru, a właściwie kilku kolorów, bo na szafce mamy jasną szarość, niebieskawą szarość i szarawą zieleń:)
O tym, że zabrałam się za przemalowywanie szafki w przedpokoju pisałam już kilka postów wcześniej, to moja pierwsza przerabiana szafka z płyty. Bałam się czy farba będzie dobrze trzymać, ale po delikatnym zeszlifowaniu i kilku cienkich warstwach farby do drewna i metalu, jest odporna na zarysowania. Przyznam szczerze, że to była chyba moja najdłuższa metamorfoza mebla, farba bardzo długo schła i wszystko zajęło wiele dni, ale było warto. Nowe kolory mnie urzekły i mam ochotę dalej odmieniać mój troszkę pomijany dotychczas przedpokój.






czwartek, 4 stycznia 2018

w przedpokoju

To wizytówka mieszkania, każdy widzi to pomieszczenie jako pierwsze i tak naprawdę jest,
a przynajmniej być powinno zapowiedzią tego co czeka nas dalej. Chciałabym żeby i mój był spójny
z resztą mieszkania, ale przez długi czas był moją zmorą.
Przedpokój czyli zazwyczaj ciemna, wąska kiszka pełna szaf i pawlaczy.
Mój pasuje do powyższego opisu, chociaż i gorsze widziałam, takie w których buty zmieniamy pojedynczo, bo cztery nogi to już o dwie za dużo na tę przestrzeń.
U mnie to nawet i cztery osoby mogą sobie wiązać sznurówki, więc w sumie na co ja narzekam?!
Oj ja niewdzięczna.
Ostatnio poczyniłam małe kroki, dzięki którym ten potworek troszeczkę bardziej pasuje do reszty.
Przemalowałam szafkę na buty z czarnej na szaro-zieloną i już się jakoś jaśniej i milej zrobiło. Teraz na ścianie powiesiłam przecudnej urody kwietniki wykonane przez moją siostrę, tak i ją zaraziłam makramowym szaleństwem, swoją drogą rozprzestrzenia się to szybciej niż zeszłoroczna jelitówka;)
W kwietnikach pojawił się kaktus (oczywiście) i aloes. Światła w  przedpokoju niewiele, ale te wiszą na wprost drzwi do dużego pokoju i dzięki temu dają radę. Kwietniki byłyby idealną kropką nad
i wieńczącą moją pracę, ale tak naprawdę do pełnej satysfakcji jeszcze mi daleko.
Na liście rzeczy do zrobienia jest np. szafa na kurtki. To jakaś straszna zołza jest, no uwzięła się na mnie i koniec. Nie dość, że to brzydkie to jeszcze bardzo złośliwe. Drzwi się wiecznie zacinały,
a ostatnio kiedy się z nią siłuję to wypadają.
Klosz lampy też mógłby być bardziej efektowny, coś dekoratorsko ambitniejszego by się przydało,
no i może fajny plakat, bo kolejna makrama to już świadczyłaby o jakimś zaburzeniu, co nie?
A może nie? ;)