poniedziałek, 12 czerwca 2017

ładne kwiatki


Grono zagorzałych wielbicieli roślin w domu rośnie z dnia na dzień w tempie wręcz zastraszającym. No i bardzo dobrze, niech nas będzie jak najwięcej. Sadźmy, przesadzajmy, uprawiajmy i podlewajmy. Niech wokół zrobi się zielono.
Jak bardzo cieszy mnie ten wieczorny rytuał chodzenia po domu z konewką, w tą i z powrotem, tak 50 razy. Taki mój darmowy fitness. W górę i w dół, stajemy na palcach, a teraz podnosimy ciężka konewkę jak najwyżej i jeszcze raz, dasz radę! Normalnie Chodakowska :)
A na balkonie pachną już goździki, bazylia i mięta. Śmiało kiełkuje koperek i szczypiorek, chociaż mają wielkiego wroga w postaci mojego psa, który również pała pasją ogrodniczą, ale na razie trochę mu to destrukcyjnie wychodzi. Zamiast sadzić to wyrywa, ale równocześnie pięknie spulchnia im ziemię.


W domu rządzą:
Opuncja. Obiekt moich westchnień. Przedmiot pożądania u innych. Puszcza nowe liście
i niedługo podzielimy ją na dwie doniczki. Oczyma wyobraźni widzę ją już za parę lat. Piękną, wysoką i rozłożystą. Włada pozostałymi kaktusami, a właściwie kaktusikami, bo to straszne maleństwa jeszcze.



Fikus benjamina. Pierwsza roślina w naszym mieszkaniu. Kupiony w Biedronce na przecenie
za 19 zł. W ciągu ostatnich dwóch lat rósł jak oszalały i niedługo przerośnie regał z książkami. Dalej mały pnij się wyżej. Śmiało.
Geranium. Kocham, ubóstwiam wręcz pocierać jego liście i wąchać ten odurzający, lekko cytrynowy zapach. Kojarzy mi się z babcią, która w swoim pokoju miała piękny okaz na parapecie. Mój to taki trochę dzikus. Robi co chce, czasem wariuje zrzuca liście i puszcza nowe, w sposób zupełnie niekontrolowany. Jednego dnia zachwyca, drugiego marnieje w oczach tylko po to aby następnego wypuścić nowe listki.



Obok geranium po cichu zadomawia się monstera. Sadzonka "ukradziona" z pracy, bo taka podobno lepiej się przyjmuje;) Trzymam za nią kciuki. Ostatnio udało mi się z jednej macierzystej monstery uzyskać dodatkowe trzy roślinki. Także niedługo moi podopieczni będą mieć swoją własną urban jungle.



W sypialni zawitała ostatnio nowa roślina z Ikei. Podpisana jako pieprzówka, ale młodziutka bardzo przypomina upragnioną pileę. Ostatnio wracając do domu, o mało się nie zabiłam, potykając
o wystający kamień i lecąc jak długa z siatami przed siebie. Powodem mojego publicznego zażenowania była dorodna pilea, na parapecie w mieszkaniu na parterze. Nie znam ludzi, ale uwierzcie, że przeszła mi przez głowę myśl, żeby do nich zapukać i zapytać czy można poprosić
o maleńką, maciupeńką sadzonkę. Niestety moja pewność siebie tutaj zawiodła. Pozbierałam rozsypane jabłka i patrząc już uważnie pod nogi poczłapałam do domu.


Obok oszukanej pilei pojawił się nowy kaktus. Nie znamy się jeszcze zbyt dobrze i poszukuję jego nazwy, ale bardzo się polubiliśmy. Wierzę, że urośnie duży, taki jak obiekty westchnień z licznych, zagranicznych instagramów.


W koszu puszy się dumnie podarowana przez sąsiadkę kliwia. Nie mogę się doczekać jak zakwitnie. Mam taką w pracy i wiem, że posiada piękne pomarańczowe kwiaty na długiej łodydze. Obecnie
z podłogi powędrowała na komodę, bo może zaszkodzić naszemu psiakowi, a ten ma apetyt nieposkromiony i chętnie próbuje nawet rośliny.
W kuchni odżywa też śmieszny, szczepiony na pieńku kwiatek. Uratowany przed zagładą
z Biedronki. Kupiony za jakieś śmieszne pieniądze, prawie zasuszony na śmierć, ale miał w sobie coś takiego, że postanowiłam go przygarnąć i uratować. Potem sama prawie go wykończyłam bezczelnie wyjeżdżając na miodowy miesiąc (trwał znacznie krócej, nie ma tak dobrze). Śmieję się, że usychał
z tęsknoty, ale tak naprawdę zapomniałam go porządnie podlać.


Ach i prawie zapomniałam o szczawiku trójkątnym. O nim też długo marzyłam i w końcu zupełnym przypadkiem trafiłam na niego w maleńkiej kwiaciarni ukrytej w bocznych uliczkach Katowic. Kwitnie już drugi raz. Na długich łodygach wypuszcza delikatne różowe kwiatki. Pięknie ozdabia kuchenne półki.
Oczywiście moja roślinna drużyna ma znacznie większy skład, ale może wystarczy już tej gadaniny:)
Trzymajcie się ciepło i biegiem do sadzenia:)


12 komentarzy:

  1. Kaktusy podobają mi się jeszcze w takiego gromadce doniczek - ale nie zdecydowałabym się na nie - za bardzo się boję że mnie pokołują... Ja mam zawsze "szczęście" do takich sytuacji..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda istnieje takie ryzyko :-) sama padłam już ich ofiarą, ale szybko im to wybaczam. Pozdrawiam J.

      Usuń
  2. Oj jak dużo osób teraz popada w roślinne hobby :) ja na razie przystopowałam, ale jeśli osiądziemy w nowym mieszkaniu to pewnie też ruszę pełną parą. haha. Pięknie zielono u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Prawda jest taka, że to bardzo wciąga;)
      Pozdrawiam J.

      Usuń
  3. Przepiękna kolekcja! Ja mam u siebie też tylko kaktusy, ale jak na razie to jedyne rośliny, które nie umierają w naszym domu :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładny kwietniczek Ci się robi :) Z pileą to trudna sprawa - wyhodowałam już kilka, bo ona wciąż się rozrasta, ale po jakimś czasie, jak już wyrasta, to jakoś tak traci swój urok, wraz z liśćmi. Być może nie jest jej za dobrze u mnie?
    Do kaktusów nie mam niestety ręki... Ostatni, jaki miałam... skurczył mi się i zniknął :P Wolę jednak roślinki, które podlewa się "normalnie".
    Na szczęście mogę się pochwalić dwoma drzewkami szczęścia, które pięknie sobie rosną na moim parapecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja moje kaktusy podlewam tak trochę na czuja, jak dotąd dobrze sobie u mnie radzą. Mam nadzieję, że tak zostanie :-)
      Pozdrawiam serdecznie J.

      Usuń
  5. Fajna kolekcja. Kaktusy to jedyne rośliny, które akceptuję w mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Od czasu opublikowania posta dołączył do niej jeszcze nowy aloes :-) :-) także jeszcze trochę i zajmie cały parapet;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. a skąd wziełaś opuncję ?

    OdpowiedzUsuń