piątek, 30 grudnia 2016

nadchodzi nowe

Święta, święta i po świętach:)
Każdy z nas ma pewne oczekiwania co do świąt, skrupulatnie się do nich przygotowujemy, wkładamy dużo pracy w dekorację domu, gotowanie potraw wigilijnych i pakowanie prezentów dla najbliższych. Pragniemy poczuć atmosferę świąt, cieszyć się spokojną kolacją z bliskimi. Liczymy, że wszystko się uda. Mam nadzieję, że wasze święta były udane, takie jakie sobie wymarzyliście. Dla mnie niestety za krótkie, ale jestem w grupie tych szczęściarzy, którzy nie muszą wracać do pracy zaraz po świętach.


 Mogę jeszcze kilka dni przeżyć w spokoju z bliskimi, zanim znowu wciągnie mnie życiowa bieganina, chociaż wierzę głęboko, że w tym roku uda mi się tego uniknąć.
O niechcianej bieganinie i zwiększonej trosce o zdrowie właśnie, chciałam napisać dzisiaj kilka słów.
Zbliża się nowy rok, który przyjmuję z wielką ulgą i zakładam, że to będzie piękny i bardzo spokojny rok dla mojej rodziny. Będziemy zdrowi i raz na zawsze rozprawimy się z naszymi problemami. 
Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, bo nie czułam jakiejś silnej potrzeby zmiany. Teraz dokładnie wiem do czego chcę dążyć w 2017 roku. Zamierzam skupić się na zdrowiu, uważnie przyglądać się swoim wyborom, unikać tego co mi szkodzi, zwolnić, a do tego dbać o bliskich (chociaż w przypadku niektórych to bardzo trudne - uparciuchy jedne). 
Nie zrobię natychmiastowej, wielkiej rewolucji, ale małymi krokami dokonam znaczących zmian. 
Rok 2016 pokazał nam wszystkim jak kruche i ważne zarazem jest zdrowie. Jeżeli mogę w jakiś sposób sobie pomagać, to nie będę długo się wahać. 
Na przykład zaczęłam uważniej przyglądać się swoim kosmetykom. Coś co wydawało się dla mnie czarną magią, czyli analiza składu kremów, szamponów itp. sprawia mi coraz mniejszą trudność. 
Jestem totalnym laikiem i jeszcze długa droga przede mną. Zmiany wprowadzać będę stopniowo i zamierzam się z wami dzielić moimi małymi sukcesami. Żaden ze mnie ekspert, ale jeżeli chcecie razem ze mną przejść na zdrową stronę mocy (mam nadzieję, że bezboleśnie) albo chociaż mi w tym wszystkim kibicować to będzie mi bardzo miło:) Na górze bloga pojawi się zakładka naturalnie, gdzie opiszę wam kolejne kroki na mojej drodze:) To naprawdę nie będzie wielka rewolucja, nie zacznę biegać o czwartej nad ranem i nie przejdę na weganizm, bo to do mnie nie pasuje, to mnie unieszczęśliwi, ale zamierzam świadomie wybierać. Zwracać uwagę na to co jem, co kupuję i wcieram w swoje ciało. Odrobina ruchu też nie zaszkodzi, ale błagam żaden fitness, próbowałam raz i zupełnie się do tego nie nadaję.
Pierwsze co zrobiłam to zmieniłam swój szampon. Nie jest jeszcze idealny, ale moja skóra głowy już jest mi wdzięczna:)
O tym jak poznałam się z niedobrym SLS-em i o co w tym wszystkim chodzi, napisałam wam w zakładce naturalnie. Zaglądajcie tam do mnie czasami:)

Pozdrawiam was serdecznie Jagoda:)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

pierwsza bombka, śledzie i Przyjaciele

To już naprawdę blisko, jeszcze tylko chwilę i stanie się. Nasza pierwsza wspólna wigilia jako małżeństwo.
W zeszłym roku nie mieliśmy jeszcze bombek, nie było też choinki. W tym roku postanowiłam, że będzie inaczej. Kocham wszystko co świąteczne, ale dekoracje zbieram powoli. Każdej zimy dokupuję kilka nowych drobiazgów. Cieszy mnie to bardzo. 
Zwłaszcza w tym roku, który był  dla nas bardzo trudny, pełen stresów i lęku o najbliższych, postanowiłam celebrować święta.
Ślub był dla nas magicznym i pełnym wzruszeń momentem, ale to był tylko jeden dzień z całego roku, który nas nie oszczędzał, zwłaszcza jego końcówka. Dlatego jeszcze bardziej chcę poczuć magię tych świąt, cieszyć się bliskością rodziny, zapachem pierników, smakiem grzybowej i uśmiechem bliskich. Zamierzam być uważna i skupiona na najbliższych. Obiecuję sobie, że znajdę chwilę dla każdego, że nie ulegnę bieganinie. Wszystko zrobimy powoli, celebrując każdą chwile. 




W wieczór wigilijny chcemy spotkać się z wszystkimi bliskimi, to dla nas bardzo, bardzo ważne.
Równoczesnie chcemy uniknąć nerwowości. Bieganina nie jest nam potrzebna. Na szczęście udało się wszystko zaplanować i teraz wiemy, że spokojnie będziemy mogli się spotkać i pobyć razem. 
Ozdoby, potrawy, prezenty to tylko dodatek, upiekszający ten moment, ale istotą świąt jest spotkanie
z rodziną. Rozmowa i pełna ciepła atmosfera. I to tylko od nas zależy czy uda nam się ją wspólnie wyczarować.






Obdarowywanie bliskich prezentami to najprzyjemniejszy moment w trakcie całego wieczoru. Zawsze czekam na niego z lekką nerwowościa, czy trafiłam też w tym roku? Szukam uśmiechu i cieszę się tą chwilą. Jamnik roboczo zwany Felkiem (chociaż niebezpiecznie się już u nas zadomowił) czeka, aż trafi w ręce Mateuszka.




Następnym razem spotkamy się już po świętach, przez najbliższy tydzień zamierzam skupić się na spokojnych przygotowaniach  i świętowaniu. Dokupię jeszcze gałązki jodły, upiekę pierniki i zawiozę je do rodziców. Pogramy razem w planszówki, obejrzymy prawie wszystkie odcinki Przyjaciół, śmiejąc się wciąż
z tych samych żartów i zjemy tysiąc śledzi:) Znajdziemy też czas na słodkie lenistwo i wspólne czytanie książek z mężem na kanapie. Zapomnimy o zdrowym odżywianiu i będziemy się opychać słodkościami. Taki jest plan.

A czego Wam i sobie życzę na świeta?
 Przede wszystkim zdrowia, spokoju i szansy na wyciszenie, zebranie myśli. Życzę nam większego skupienia, uwagi, bycia tu i teraz. To co było, jest już za nami, na to co będzie nie mamy dużego wpływu. Żyjmy teraźniejszością i dajmy z siebie wszystko, aby była jak najpiękniejsza, a wtedy i nasza przyszłość stanie się jaśniejsza.  

Pozdrawiam Was serdecznie Jagoda.





wtorek, 15 listopada 2016

wzbraniając się ...

Wzbraniam się, nie chcę, nie zgadzam się na to!
Tak, tak, oczywiście, jak i wy kocham święta. Dekoracje, zapach choinki i pierników. Uwielbiam rozwieszać wszędzie lampki i cieszyć się ich przytłumionym światłem. Naprawdę nie należałam do tych, co narzekają, że to dopiero początek listopada, a wszędzie już Boże Narodzenie. Jednak w tym roku jakoś tak się w sobie zawzięłam i unikam wszystkiego co świąteczne. A na niektórych blogach już dekoracje diy
i zachęcanie do powolnego wprowadzania atmosfery świąt do naszych domów. W sklepach bombki mnie atakują i o zgrozo nawet świąteczne piosenki rozbrzmiewają już w tle niektórych reklam.
I co, jak tu się przełamać? Kiedy zamiast foremek do pierników kupiłam sobie ostatnio kaktusa:)
Zakładam, że samo do mnie przyjdzie, bliżej tego 24 grudnia. Usłyszę cichutkie klik i coś się we mnie przełączy. Zacznę wtedy szaleć z ozdobami. Zrobię wieniec i kupię żywą choinkę, nawet sama ja udekoruję koślawymi, własnoręcznie zrobionymi ozdóbkami. Tylko jedno mnie martwi, jak ja to pogodzę z moimi kaktusami i wszystkimi kolorowymi gadżetami, którymi mam tak silną ostatnio potrzebę się otaczać.
Coś mi się zdaje, że w tym roku to będzie bardzo kolorowa choinka ;)












wtorek, 8 listopada 2016

odświeżenie

Mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu, ale nie przeszkadza nam to w dokonywaniu w nim lekkich zmian. Takich, które uczynią je bardziej naszym, tym wymarzonym.
Właścicielka pozwoliła nam na wszystko, tylko żeby nie burzyć ścian ;)
wiem, wiem to raczej rzadka postawa, mamy szczęście.
Zanim się przeprowadziliśmy przede wszystkim skupiliśmy się na "udomowieniu" kuchni i sypialni. Zdarliśmy paskudne, podarte tapety i pomalowaliśmy ściany na biało. Do piwnicy trafiła też stara, brudna wykładzina z sypialni (fuuuuuj!), a na jej miejsce kupiliśmy tanie linoleum, ale o ładnym wzorze parkietu.
Z salonu zniknął tygrys na pół ściany (serio!!) i okropny kolor rozgotowanego groszku. 

Cały czas pilnowaliśmy aby ten delikatny remont odbywał się jak najmniejszym kosztem. Na łazienkę zabrakło nam już sił i środków. Teraz kiedy uświadomiliśmy sobie, że w kredyt tak szybko nie chcemy,
a nawet nie możemy się pakować i pomieszkamy sobie tu jeszcze trochę, zdecydowaliśmy się odświeżyć również łazienkę.

przed i po

Nasz remont przebiegał następująco:
Ze ściany zdarliśmy tapetę (beż z połyskującymi paseczkami - niestety w szale remontowym, kiedy było
w nas jeszcze wiele entuzjazmu, zapomniałam zrobić jej zdjęcie) i pomalowaliśmy ją na kolor szaroniebieski.

ściana już bez tapety i kafle w pełnej krasie;) przed przemianą.


nieoceniona pomoc taty

już po wyrównaniu ścian



Po pomalowaniu ścian również i kaloryfer zabarwił się na niebiesko, to troszkę go ukryło:)
Następnie beżowe kafle z dość marnym nadrukiem żyłek pomalowaliśmy na biało, a pomarańczowe kafle na podłodze przykryło nowe linoleum.

 Czy warto było zainwestować w cudze m3?
Dla mnie warto. Wreszcie z uśmiechem wchodzę do naszej łazienki i nie muszę się tłumaczyć gościom (oczywiście to zawsze moja inicjatywa i potrzeba), że nam też się nie podoba i że to już tak było:)


Zmiana ogromna. 
Koszt około 400 zł. Dużo i niedużo, ale kiedy podzielimy to przez 3 lata, które planujemy tu jeszcze spędzić to koszty maleją do 133 zł rocznie, a to już wygląda zdecydowanie lepiej:)






Zdjęcia są troszkę prześwietlone, bo trudno mi fotografować w pomieszczeniu bez okna, ale jeszcze się postaram i już niedługo pokażę wam więcej zdjęć z tej naszej łazienkowej metamorfozy:)

Pozdrawiam serdecznie 
Jagoda

środa, 2 listopada 2016

wyzwanie fornirowanie

To trudna sztuka...
no nie wiem czy dacie radę...
 może poszukajcie specjalisty...
powodzenia...
 to najczęstsze reakcje na moje plany położenia nowego forniru na nasz nowy/stary stół. Powiem szczerze, że zapewne zrezygnowałabym z tego pomysłu gdyby nie postawa Taty i Męża, którzy uważali, że warto spróbować. Po przestudiowaniu dostępnych w sieci poradników, filmików i instrukcji od zaprawionych
w bojach, zabraliśmy się do tego z troszkę większą odwagą.
Arkusze forniru zamówiliśmy na allegro, wybraliśmy grubość 0,8 mm. W naszym przypadku wystarczyły tylko dwa arkusze. Do tego dobraliśmy klej kontaktowy TIMEBOND.

Szlifierką usunęliśmy stary fornir. Trzeba się do tego przyłożyć - dzięki Tato:):)


Potem wyznaczyliśmy na arkuszach kształt, który chcemy wycinać (czyli całość miała się złożyć na kształt koła o średnicy 100 cm), cały czas uwzględniając wzór drewna. Zależało nam na uzyskaniu ładnego, scalonego obrazu drewna.


Najtrudniejsze było docinanie kawałków. Na jedną połówkę stołu przypadały dwa kawałki i cała zabawa polega na tym aby je do siebie jak najlepiej dopasować. Czyli musieliśmy je tak przyciąć aby po sklejeniu nie było między nimi przerwy.



Najlepszy sposób to sklejenie ze sobą dwóch kawałków (polecam użycie taśmy papierowej, wodnej) na zakładkę około pół centymetra, a potem cięcie dwóch arkuszy równocześnie wzdłuż metalowej linijki. Tniemy na twardym podłożu (karton się nie sprawdził). Po usunięciu taśmy uzyskamy idealnie pasujące do siebie brzegami arkusze.

Fornir wzdłuż brzegu cięliśmy z lekkim zapasem, tak aby po przyklejeniu go do blatu na krawędziach pozostało jeszcze około 1,5 cm. Dopiero po przyklejeniu docinaliśmy go
i szlifowaliśmy zapas.

Klej kładliśmy zarówno na fornir jak i powierzchnię blatu.
 Należy go zostawić na około 15 minut żeby powierzchnia troszkę podeschła. Potem przyklejamy ostrożnie arkusz i za pomocą wałka (w naszym przypadku był to wałek gumowy- sprawdził się świetnie) usuwamy ewentualne bańki powietrza. 
Wałkowaliśmy kilka minut aby mieć pewność, że wszystko idealnie się skleiło.


Po przyklejeniu forniru zostawiliśmy blat w spokoju, aż do następnego dnia ;)

Kolejny krok polegał na docięciu krawędzi, czyli usunięciu zostawionego przez nas zapasu. Tu trzeba być bardzo ostrożnym, gdyż łatwo można doprowadzić do odpryśnięcia forniru.
 Polecam przycinać go na twardym podłożu, bardzo ostrym nożykiem.
Ten etap wydawał mi się najtrudniejszy. Potem już tylko przyjemności czyli lekkie przeszlifowanie całości (tutaj szlifując możemy usunąć ewentualne pozostałości papierowej taśmy) i pomalowanie lakierem.
Ja używałam 3V3 o kolorze dąb rustykalny satynowy.


Efekt jest następujący:)



Nogi i boki stołu tylko przeszlifowaliśmy, usuwając stary lakier i pomalowaliśmy na nowo. Tutaj odpuściliśmy wymianę forniru ponieważ po  pierwsze nie było to konieczne, a po drugie z całą pewnością byłoby dużo trudniejsze niż fornirowanie samego blatu.



niedziela, 30 października 2016

coś na rozweselenie - DIY

Szaro, buro i zimno... brrr
Szybko spada nam samopoczucie. Jak sobie poprawić humor?
 Oczywiście sposobów jest wiele;) 
Dzisiaj proponuję wam małe DIY. 
Wesoły breloczek z filcu. 
Aby było jeszcze weselej instrukcję jego wykonania postanowiłam wam narysować,
więc już nic nie mówię tylko zachęcam do szycia. 
Pozdrawiam J.





niedziela, 23 października 2016

nowy/stary stół

Ostatnio prezentując nowe znajdy (krzesła) przedstawiłam wam mój wymarzony stół.
Pragnienie posiadania stołu z prawdziwego zdarzenia wzrastało we mnie już od dzieciństwa. Marzyłam o nim za każdym razem, gdy zgięta w pół przy stoliku kawowym, wcinałam makaronowe pyszności mamy, chlapiąc przy tym na prawo i lewo sosem.
Myślałam o nim długo, planowałam i układałam sobie w głowie jaki powinien być. Stanęło na tym, że ma być okrągły, drewniany, rozkładany na sześć osób i koniecznie stary, z historią. Potem rozpoczęłam poszukiwania na OLXie. Trochę to trwało, byłam kapryśna. Wiedziałam, że podejmę się jego renowacji, więc mógł być w gorszym stanie, ale wówczas jego cena też musiała być adekwatna. W końcu znalazłam dobrego kandydata. Decyzja zapadła w parę minut, szybki telefon, dogadanie terminu odbioru i już był mój. Niestety przewiezienie go wiązało się z angażowaniem dodatkowych osób, w tym przypadku przyjaciela taty (naszemu bagażnikowi brakowało dosłownie kilka centymetrów), ale udało się. Stanął w naszym salonie późnym wieczorem i wpasował się w niego idealnie.
Tak prezentuje się już po renowacji.



nogi stołu przed i po



Nogi miał zarysowane, z kilkoma poważniejszymi uszkodzeniami forniru, ale to blat najbardziej nas zaskoczył. Nie spodziewałam się, że będzie w aż tak złym stanie, ale podeszłam do tego jak do kolejnego wyzwania. Czas się nauczyć czegoś nowego. Kładziemy nowy fornir. A jak to wyglądało dowiecie się już wkrótce. Efekt końcowy jak widzicie jest całkiem zadowalający.
Dla mnie osobiście SUPER:)


Pozdrawiam J.