sobota, 21 października 2017

Współlokator

Dopadło nas pierwsze, poważne przeziębienie tej jesieni także porządnie się wygrzewamy pod kocami i pijemy herbatę z miodem. Kodi (nasz psi współlokator) ochoczo nas w tym naśladuje :)
 i od razu jakoś tak lepiej się człowiek czuje. 
Wszystkich zachęcam, jeżeli tylko możesz nie zwlekaj i nie obawiaj się, bo psiak to najlepszy współlokator jakiego można sobie wymarzyć. Zawsze jest zaangażowany w to co robisz, jest wspaniałym słuchaczem i ma w sobie ogromne pokłady empatii. To wyświechtane powiedzenie,
ale jedno z najprawdziwszych jakie znam: pies to najlepszy przyjaciel człowieka.
Jakim jest współlokatorem? najlepszym  pod każdym względem. Chociaż nie dołoży się do czynszu wiele możesz zaoszczędzić zapraszając go do swojego domu. Po pierwsze nie potrzebujesz budzika, każdego poranka o zbliżonej godzinie dostaniesz soczystego buziaka na powitanie i wymowne spojrzenie mówiące, lepiej już wstań i wyprowadź mnie na spacer, bo inaczej nie ręczę za siebie. 
Po drugie nie potrzebujesz już karnetu na siłownie, spacer kilka razy dziennie i bieganie za psiakiem
w zupełności wystarczy.  Po trzecie najlepszego przyjaciela masz na miejscu, w domu. Odpadają duże rachunki za telefon, kiedy dzwonisz do znajomych, po to by obgadać kolejny problem, tutaj  wystarczy przytulić się do futrzaka i już wszystko staje się łatwiejsze, mniej straszne. Zastąpi też wszystkie leki na dobry sen, pozytywne myślenie, uspokojenie i probiotyki - te soczyste buziaki :)
Zaproszenie Kodiego do naszego domu to była jedna z najlepszych, wspólnych decyzji. 
Razem jesteśmy świetnym stadem.

A teraz kilka zdjęć naszego współczującego nam w chorobie i utożsamiającego się z nami psiaka.
Pozdrawiamy spod koca:)





wtorek, 10 października 2017

historia jednego koszyka

To najlepszy dowód na to, że nasze wnętrzarskie łupy możemy znaleźć wszędzie. Mój koszyk potocznie w domu zwany purchawką lub bochenkiem zauważyłam przypadkiem w oknie jednej
z przycmentarnych kwiaciarni. Stał obok sztucznych kwiatów i zniczy. Rzucił mi się od razu w oczy, gdyż pasował tam jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Było to wieczorową porą, więc kwiaciarnia była już zamknięta. Kilka dni później kiedy przejeżdżałam w jej pobliżu autobusem, zauważyłam że koszyk nadal stoi w wystawowym oknie. W sekundę podjęłam decyzję o tym, że wysiadam na najbliższym przystanku i idę mu się przyjrzeć z bliska. Po przekroczeniu progu kwiaciarni doznałam lekkiego szoku, gdyż było tam po prostu wszystko. Mnóstwo malutkich, drewnianych figurek, misek, tajemniczych pudełek, a nawet bęben. Kwiaciarka była uroczą, starszą panią, która widząc moje zdziwienie i oczy jak dwa spodki zaczęła się tłumaczyć. Powiedziała, że nie umie sobie odmówić
i jak jest gdzieś w hurtowni albo na giełdzie to zawsze przywiezie jakiś śmieszny drobiazg. Okazała się wspaniałą rozmówczynią i długo jeszcze rozmawiałyśmy o jej zmarłym niedawno mężu, remoncie, po prostu o życiu.
Koszyk kosztował tylko 37 zł i stał się piękną ozdobą pokoju, a zabawki mojego psiaka znalazły wreszcie swoje miejsce:)






Pozdrawiam Jagoda:)

niedziela, 1 października 2017

kuchenna odnowa

Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Subtelne, delikatne i niskobudżetowe, ale sumując się dają całkiem konkretną zmianę. Bardzo lubię moją kuchnię, chociaż zupełnie brakuje mi w niej miejsca na wszystko. Brakuje blatów i szafek, a zasada właściwego rozmieszczenia zlewu, kuchenki
i lodówki u mnie zupełnie nie istnieje. No cóż czasem tak jest, zwłaszcza w wynajmowanym mieszkaniu. Wtedy trzeba iść na kompromisy. Teraz nasza kuchenka przechodzi przemianę z prostej, minimalistycznej w swobodną, pełną roślin i słońca.
I na co dzień mamy tu taki obrazek: słońce przebijające się przez bambusowe rolety rozświetla głęboką zieleń liści, w misce  pachnące brzoskwinie, w tle cichutko gra radio, a ja na bosaka nucąc pod nosem dodaję kolejne łyżki ukochanego pesto do ekspresowego makaronu. Już wiem, że zaraz mój żołądek  i ja będziemy szczęśliwi.

Na parapecie przybywa roślin i powstają małe roślinne przedszkola:) Nawet moje książki kucharskie znalazły tu swoje miejsce. Teraz sięgam po nie i w przerwie, kiedy gotuję wodę na makaron.
W kąciku pięknie odnalazł się zydelek ze surowego drewna, zakupiony całkowicie spontanicznie na okazjonalnym, katowickim kiermaszu. Okazał się być wspaniałym kwietnikiem. Teraz jeszcze marzę
o takim okrągłym dywanie z trawy morskiej, takim jaki był w domku letniskowym dziadków, pamiętacie ;)?
Będzie pięknie i nawet zwykła pomidorowa, będzie niezwykle smakować:)